wtorek, 5 września 2017

Po przelaniu kielicha, kłamstwa nektarem

Złote gruszki na wierzbie raczyła mi składać w mniemanie
o natury słodkim planie.
Co dnia początek, nuciła kłamliwą nutę
Dopowiadając niczym ogniwa kute,
Kolejne wersy w ciężar łańcucha kłamstw
Nie drgnąwszy powieką od owych plugastw
Kolejne dni nie wiedzy uchodziły w bożym planie
Ona jednak nie wiedziała że daremne jej knowanie
Szedł wszy drogą marą oko moje dostrzegło jej planowanie
Zaprawdę widząc obraz sztyletu nad mym łożem ukradkiem zacząłem czuwanie
Godzina druga wybiła
I mara mnie znów nawiedziła
Okropieństwa straszne na przedzie snu, a i ona się tam zjawiła
Po tym w kręgu krwi zatopiony, piękna złoto włosa mi się objawiła
Włosy jej, marzeń mych spełnieniem
Usta, nerwów ukojeniem
Oczy, potępionych odkupieniem
Ciało boga pobłogosławieniem
Wpatrzywszy się na nią, czułem radość
Im bliżej jej się stałem
Tym więcej sobie wyobrażałem
Lecz nie zbereźne po mym mózgowie chodziły, miłość.